poniedziałek, 29 października 2012

Recenzja | Moonrise Kingdom (Kochankowie z Księżyca)

            Pierwsza, prawdziwa miłość. Najpiękniejsze znane człowiekowi (podobno) uczucie. Któż z nas może powiedzieć, że jej nigdy nie zaznał?

            Między innymi ja, aczkolwiek nie mogą tego powiedzieć bohaterowie najnowszego filmu w reżyserii Wesa Andersona, czyli Moonrise Kingdom (przetłumaczonego na język polski jako Kochankowie z Księżyca). Film ten opowiada historię wakacyjnego zauroczenia między dwoma nastolatkami, harcerzem oraz dziewczyną z dobrze usytuowanej rodziny.
Czas i miejsce w jakich przedstawiona opowieść ma miejsce nie mają większego znaczenia. Najważniejszym jest tutaj bowiem uniwersalizm przedstawionych wydarzeń i uczuć, które mają za zadanie przenieść nas (w zależności od osobistych doświadczeń) w przeszłość lub do świata marzeń, gdzie nie istnieją żelazne reguły znane nam wszystkim z codziennego życia.
            Kochankowie, będąc nieświadomie w sobie zakochanymi, po dłuższej znajomości, postanawiają razem uciec w nieokiełznany i pełen tajemnic świat. Na łono natury, nieskażone (tak jak ich miłość) przez innych ludzi. Coś takiego byłoby jednak zbyt proste i nudne, zatem zanim odkryją siebie, los będzie rzucał im pod nogi kłody w postaci złowieszczych sił natury lub poszukujących ich rodziców. Czy jest to jednak historia tylko o wzajemnym uczuciu dwojga dwunastolatków? Na pierwszy rzut oka może się tak wydawać, jednak odpowiedź jest inna.
            Pomimo faktu cukierkowości świata przedstawionego, ludzie cały czas borykają się z wieloma problemami. Starają się, najlepiej jak tylko potrafią, wychować dzieci, zapewnić najbliższym dobrobyt, związać koniec z końcem. Tak jak i my przeżywają rozczarowania, wypalenia oraz inne przyziemne sytuacje towarzyszące nam przez całe życie.
            Najbardziej w tym filmie spodobały mi się (jak na dzisiejsze standardy), do złudzenia przypominające, sceny. Doskonała synchronizacja i symbioza aktorów, natury oraz rekwizytów. Co jednak nie zasługuje na pochwałę z mojej strony?
            Prawdopodobnie będzie to filtr dodany w post-produkcji, który nadał prawie wszystkim scenom żółto-pomarańczową poświatę oraz miejscami nieprzekonującą grę młodych aktorów. Tak, tak... Zdaję sobie sprawę, że założeniem było przedstawienie jak najlepiej niezręczności pierwszego zauroczenia, ale jednak trochę więcej czasu mogło zostać poświęcone na dopracowanie tego małego szczegółu. Oprócz tych dwóch aspektów nie mam żadnych zastrzeżeń do tego filmu żadnych zastrzeżeń.

            Składając to wszystko do kupy, otrzymujemy naprawdę udany, miejscami zabawny film w doborowej obsadzie (Bill Murray, Bruce Willis, Edward Norton oraz Tilda Swinton). Dzięki niemu, możemy na 90 minut uciec do świata, który tylko dzięki grze pozorów, różni się od naszego. Jako ciekawostkę dodam, iż scenariusz został napisany z udziałem Romana Coppoli (syna Francisa Forda Coppoli - reżysera m.in. Ojca Chrzestnego).

Ogólna ocena: 8/10.

Film ten będzie miał Polską premierę dopiero 23 listopada. Tutaj znajdziesz jego oficjalny zwiastun.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz