czwartek, 8 listopada 2012

Recenzja | Holy Motors


            Nikt nie lubi ludzi dwulicowych. Każdy z nas natomiast, paradoksalnie, ma parę różnych masek, które zakłada na konkretne okazje. Takie postępowanie właśnie, czyni z nas wyśmienitych aktorów, godnych najlepszych nagród. Nie jest to prawda najmilsza dla ucha, lecz nie zawsze musi ona taka być. Leos Carax w swoim najnowszym filmie przedstawia te fakty w dość nietypowy, surrealistyczny sposób.
            Głównym bohaterem Holy Motors jest ekscentryczny milioner, Oskar, który każdego dnia wciela w wiele postaci. Pracuje on dla bliżej nieokreślonej agencji, o równie nieokreślonych celach. Codziennie otrzymuje dane oraz stroje, potrzebne do wejścia w buty udawanej przez niego osoby. Ludzi, których udaje, naśladuje jest mnóstwo - od starszej kobiety żebrzącej na ruchliwej ulicy Paryża, przez umierającego ojca, po potwora grasującego po podziemiach i cmentarzach.
            W przerwach między wykonywaniem zadań, podróżuje po stolicy Francji w białej limuzynie. Jest ona dla niego niczym dom. Oprócz całej garderoby i ekwipunku potrzebnego do charakteryzacji, znajdzie tam wytchnienie od świata. Tylko podczas tych krótkich przejażdżek jest tak naprawdę sobą. Razem z szoferką, Céline, rozmawia o swoich potrzebach, myślach, zmartwieniach. Jest ona jedną z niewielu osób w jego życiu (lub nawet jedyną), w której może znaleźć oparcie.
            Film ten zaskakuje swoją niecodziennością, abstrakcyjnością. Podczas jego oglądania, widz zastanawia się co chwilę nad tym, co właśnie widział. Co oznaczała ta scena? Czym była zainspirowana? Dlaczego Oskar postąpił tak, a nie inaczej? Co go do tego skłoniło? Takich pytań, wraz z oglądaniem filmu pojawia się coraz więcej.
            Leos Carax podniósł poprzeczkę przedstawiania świata za pomocą symbolizmu na niesłychanie wysoki poziom. Prawie nic w jego dziele nie powinno być traktowane dosłownie. Widz, aby zrozumieć przesłanie filmu, musi zagłębić się w metaforyczne znaczenie scen. Czyni to niego prawdziwą ucztę dla wymagającego kinomana.
            Obraz ten zachwyca nie tylko nowatorskim scenariuszem. Zarówno miejscowy humor, charakteryzacja postaci, dialogi, kostiumy, dbałość o najdrobniejsze szczegóły, gra aktorska jak i sposób przedstawienia Paryża stoją tu na niesłychanie wysokim poziomie. Oprócz mniej znanych twarzy, zobaczymy w nim Kylie Minogue, czy Evę Mendes, która świetnie poradziły sobie z zadaniami, jakie postawił przed nimi reżyser. Dobre wrażenie potęguje fakt, iż wiele scen zostało zainspirowanych klasykami kina francuskiego. Miłośnicy New Wave powinni być pozytywnie poruszeni.

            Holy Motors z pewnością nie należy do obrazów łatwo dostępnych w kwestii ich przesłania. Przedstawienie człowieka, jako wiecznego aktora w tak niekonwencjonalny sposób z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Spodoba się natomiast tym, którzy gotowi są potraktować film jak dzieło sztuki. Aby je zrozumieć, dostrzec ich piękno, często należy poświęcić trochę swojego cennego czasu na wewnętrzny monolog i spojrzenie na nie innym okiem. Jest to potrzebne, aby w pełni ujrzeć wizję społeczeństwa, proponowaną przez Leosa Caraxa. Społeczeństwa, które aby poradzić sobie w życiu, musi bez przerwy musi robić dobrą minę do złej gry. Społeczeństwa, w którym to nie człowiek, jednostka decyduje o swoim życiu.
            Jestem pewien, że te oraz inne cechy zrobią z niego film ponadczasowy, który będzie doceniany jeszcze przez długie lata.

Ogólna ocena 10/10. Natychmiastowy klasyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz